niedziela, 29 stycznia 2017

ZAPACHY DLA DOMU | ZACZAROWANY JESIENNY DESZCZ | CZYLI SŁÓW KILKA O AUTUMN RAIN I SPELLBOUND OD KRINGLE CANDLE

ZAPACHY DLA DOMU | ZACZAROWANY JESIENNY DESZCZ | CZYLI SŁÓW KILKA O AUTUMN RAIN I SPELLBOUND OD KRINGLE CANDLE
Przyjemny i otulający mieszkanie zapach podczas wieczornej lektury ulubionej książki to jest coś, co jest u mnie elementem niezbędnym. Nic tak mnie nie odpręża jak ulubione wieczorne rytuały, które pozytywnie nastrajają mnie na kolejny dzień i zmniejszają całodniowe napięcie do minimum. 
Wśród moich zapachów mam kilka zdecydowanych faworytów, a dziś słów kilka o dwóch z nich.




Jesienny Deszcz - Autumn Rain Kringle Candle

Jeden z ciekawszych i mało oczywistych zapachów, na jakie trafiłam. Przeważnie spora część jest typowo "spożywcza" (typu maślane ciasteczka, przyprawy korzenne, nuty owocowe itp., itd.) lub typowo przywodząca na myśl perfumy. Autumn Rain na pierwszy rzut nosa nie wzbudził mojego zachwytu. Jednak dałam mu szansę wiedziona instynktem po pozytywnym doświadczeniu z woskiem November Rain od Yankee Candle. I nie żałuję, bo wosk roztacza w pomieszczeniu przyjemną woń rześkiego deszczu z domieszką .....zielonego ogórka i melona! Jednym słowem bardzo świeży  i lekki zapach, który nie wywoła u Was bólu głowy.



Zaczarowany - Spellbound Kringle Candle 

Spellbound jest odrobinę bardziej ciężki, niż wspominany wyżej poprzednik. Wyczuwam w nim zdecydowane nuty bardzo przyjemnych dla nosa perfum męskich zmieszanych z zapachem słodkich landrynek, piżma i wanilii. A wszystkie walory zapachowe są ze sobą skomponowane w idealnych proporcjach, sprawiając, że wosk ma bardzo przyjemny zapach i sądzę, że trafi w nosy sporej części z Was. 



A jakie są Wasze sprawdzone woski?

Do następnego!

środa, 18 stycznia 2017

Szukasz treściwego kremu, który idealnie sprawdzi się w sezonie zimowym? | Call Me Later od MIYA Cosmetics to może być właśnie to!

Szukasz treściwego kremu, który idealnie sprawdzi się w sezonie zimowym? | Call Me Later od MIYA Cosmetics to może być właśnie to!
Uwielbiam zimę! Uwielbiam ten cudowny widok oprószonych śniegiem gałęzi drzew, dzieciaki piszczące z radości na sankach z zaróżowionymi policzkami, które są lekko oszczypane od mrozu i świadczą to tym, że dzieciaki świetnie spędzają czas na świeżym powietrzu. Lubię zimę, kiedy mogę otulona ciepłym płaczem chodzić po cudownie chrupiącym śniegu. Ale widzę też jednocześnie, że moja coraz bardziej dojrzała cera, nie jest mi do końca wdzięczna za zbyt długie przebywanie na powietrzu w bardzo niskich temperaturach. Ale znalazłam krem, który pozwolił mi rozwiązać niektóre problemy związane z przebywaniem w iście arktycznych warunkach.


Call me later od MIYA Cosmetics znalazłam wśród gamy 4 kolorowych i fantastycznych kremów, stworzonych przez duet dwóch polskich dziewczyn. O pierwszym z nich, z jakim miałam styczność pisałam w poście o różanej pielęgnacji cery wrażliwej - TUTAJ klik - okazał się u mnie absolutnym hitem i wiem, że do niego jeszcze będę wracać. Krem, który dzisiaj ma swoje 5 minut jest znacznie bardziej treściwy niż  jego bratni krem w wersji różowej. Podoba mi się to, bo znalazłam coś odpowiedniego na sezon jesienno - zimowy. 


Krem ma bogatą i treściwą konsystencję, co czuć podczas jego aplikacji na twarzy - bo choć praktycznie od razu się wchłania, to mimo wszystko zostawia na niej lekki i przyjemny odżywczy film, który nie ma nic wspólnego z tłustą powłoką, jakie potrafią zostawić na twarzy niektóre kremy. Jest to z pewnością zasługa w dużej mierze masła shea oraz gliceryny, które są dość wysoko umieszczone w składzie kremu. Dodatkowo w składzie znajdziemy m.in. pantenol, olejki jojoba, witaminę E i prowitaminę B5. Ten lekki film jaki krem zostawia na twarzy jest świetną ochroną cery na wietrze i mrozie, co osobiście przetestowałam podczas wyprawy z córką na sanki - nasmarowałam chwilę przed wyjściem z domu twarz kremem i zauważyłam, że podczas pobytu w niskich temperaturach moja cera nie zareagowała tak ostro na mróz i wiatr zaczerwienioną cerą, jak to miało miejsce w przypadku innych kremów - czułam, że krem zdecydowanie lepiej poradził sobie w niskich temperaturach w przeciwieństwie do swoich kolegów po fachu. 
Równie dobrze krem zachowuje się solo, jak i nałożony pod podkład - nie powoduje jego rolowania i wydaje mi się, że wpływa zbawiennie na cerę w przypadku podkładów z tendencją do  jej wysuszania, z czym ja osobiście miałam problemy. Według mnie krem pozwala niwelować nadmiernie przesuszenie, stanowiąc idealną bazę pod makijaż, szczególnie ten mocniejszy.
Jeśli czuję, że moja cera ma gorszy okres i staje się bardziej kapryśna, podrażniona i przesuszona, funduję jej kompres z kremu na noc, nakładając jego grubszą warstwę. Po nocy z takim odżywczym okładem moja cera jest sprężysta i odżywiona, poprawia się jej koloryt i staje się lepiej nawodniona.


Dużym atutem kremu jest także jego higieniczna aplikacja - krem wyciskamy z miękkiej tuby, dzięki czemu nie wprowadzamy bakterii do środka, jak może się to zdarzyć podczas nabierania kremu ze standardowego opakowania jakim jest słoiczek.
Zapach kremu jest też bardzo neutralny i delikatny, wyczuwam w nim lekkie nuty świeżego prania i morskiej bryzy.
Rewelacyjna jest też cena, w stosunku do jakości kremu i jego pojemności  - opakowanie 75 ml kosztuje 29,00 zł.


A Wy miałyście już przyjemność stosować któryś z 4 kremów marki MIYA Cosmetics?

Do następnego!

wtorek, 10 stycznia 2017

NeoNail Opal Wine | Idealne głębokie bordo z subtelnymi drobinami

 NeoNail Opal Wine | Idealne głębokie bordo z subtelnymi drobinami
Jeśli chodzi o kolorystykę, jaka najczęściej gości na moich paznokciach muszę stwierdzić, że jestem wierna dość klasycznym kolorom. W moich zasobach są przede wszystkim beże, pastele, a także klasyczne czerwienie i szarości oraz zdecydowane, ciemne kolory jak czerń czy moje ulubione odcienie bordo. Co prawda przełamałam moje hybrydowe zasoby odcieniem oliwki i jeansu, ale na próżno możecie szukać u mnie chociażby neonów. Myślicie, ze to nude? Raczej nie, po prostu nigdy nie kupuję czegoś, co do mnie kompletnie nie pasuje i co sprawia, że czuję się źle i komicznie.

Jednym z ulubionych w ostatnim czasie kolorów jest Opal Wine od NeoNail w kolorze głębokiego bordo, z dodatkiem skrzących i mieniących się drobinek. I choć na początku obawiałam się, czy lakier nie będzie wyglądał na paznokciach zbyt tandetnie, pierwsza nałożona warstwa rozwiała moje wszelkie wątpliwości i sprawiła, że lakier zdedydowanie trafił w moje gusta.




Kolor jest niezwykle głęboki, totalnie bordowy, bo nie ma w sobie fioletowych tonów, jakie można dostrzec chociażby w przypadku równie pięknego Burgundy Wine od Semilac. Bo choć Burgundy Wine jest świetny i też uwielbiam go nosić, nie jest już czystym bordowym odcieniem. 
Opal Wine też nie jest do końca oczywistym rubinowym odcieniem, bo został wzbogacony o przepiękne, subtelnie mieniące się drobinki, które po nałożeniu nie dają efektu metalicznego, perłowego manicure, lecz dodają paznokciom delikatnego błysku i charakteru. 


Nie tylko sam kolor mnie zachwycił. Bardzo spodobała mi się też jakość lakieru hybrydowego od NeoNail - na zdjęciach mam manicure 1,5 tygodniowy, i choć paznokci w pracach domowych nie oszczędzam, hybryda trzyma się na dłoniach bez zarzutu. Nigdzie nie odpryskuje i nie odchodzi przy skórkach. Lakier jest też bardzo dobrze napigmentowany i zauważyłam, że wystarczyłaby nawet jedna warstwa, żeby doskonale oddać oddać kolor Opal Wine.
 


W kolejce czekają dwa kolejne kolory od NeoNail - fiolet i strażacka czerwień - jestem ciekawa, czy także mogą pretendować do miana moich ulubionych odcieni. Niebawem się przekonam :)

Jakie są Wasze ulubione kolory i marki lakierów hybrydowych?
Do następnego!


Copyright © 2014 Moja strefa relaksu , Blogger