piątek, 21 sierpnia 2015

Maybelline Color Tattoo Creamy Mattes| Creme de Rose 91 i Creme de Nude 93

Maybelline Color Tattoo Creamy Mattes| Creme de Rose 91 i Creme de Nude 93
Która z nas nie zna kultowych cieni w kremie od Maybelline? Chyba każda miała z nimi styczność i ma przynajmniej jeden kolor w swoich kosmetycznych zbiorach. Ja sama mam dwa - sławny Permanent Taupe oraz One and One Bronze, których bardzo często używam. Teraz do nich dołączyły dwa nowe kolory z najnowszej kolekcji Creamy Mattes w kolorach:

  • Creme de Rose 91
  • Creme de Nude 93






Kiedy tylko natrafiłam na wzmiankę o nowej kolekcji, zaczęłam szperać w internecie w poszukiwaniu nowych kolorków. Znalazłam je na drogerii internetowej ezebra, która miała w swojej sprzedaży wszystkie 4 kolory cieni z najnowszej kolekcji i to w rewelacyjnej cenie 14,49 zł!
Ja zdecydowałam się na dwa, które moim zdaniem najbardziej mi się przydadzą, i które będą stanowić idealną bazę pod inne cienie.



91 Creme de Rose - kolor jest fantastyczny i dobrze wygląda zarówno sam, jak i jako baza pod inny cień. Kolor określiłabym jako ciemny beż z lekką domieszką fioletu. Ma świetną kremową konsystencję, rewelacyjne rozprowadza się go zarówno palcem jak i pędzlem. Nałożony na powiekę po pewnym czasie lekko zastyga przez co jest niezwykle trwały. Dobrze współgra z cieniami pudrowym i ładnie podbija ich kolor. 



93 Creme de Nude -  jest to bardzo jasny beż, można go określić właściwie jako kolor cielisty. Na powiece raczej sprawdzi się jako baza pod matowe cienie pudrowe, szczególnie te bardzo jasne, które często na powiece zanikają przy blendowaniu. Ten cień tworzy doskonałą bazę właśnie pod takie kolory, dzięki czemu ładnie wydobywa ich odcień - nie wtapiają się i nie zanikają na powiece. Ja w głównej mierze właśnie w taki sposób go używam. Jest tak samo kremowy jak Creme de Rose i jest również niezwykle trwały. 



Jestem bardzo zadowolona z zakupu, cienie są bardzo dobrej jakości a cena była niezwykle okazyjna!

Macie w planach zakup cieni z nowej matowej kolekcji?

Do następnego!

piątek, 14 sierpnia 2015

Kuracja ultranawilżająca mocznik 15% czyli krem do stóp Ziaja | Hit czy Kit?

Kuracja ultranawilżająca mocznik 15% czyli krem do stóp Ziaja | Hit czy Kit?
O dobry krem do stóp, szczególnie tych wymagających - niełatwo. Kiedyś nie miałam większych problemów ze skórą stóp, jednak od jakiegoś czasu borykam się z uciążliwymi odciskami, suchością i lekko pękającą skórą pięt. Kiedy zobaczyłam na półce w aptece krem Ziaja z serii Med do stóp z 15% mocznikiem, postanowiłam zaryzykować i go przetestować.

 
Krem zamknięty jest w poręcznej, plastikowej miękkiej tubce o pojemności 100 ml, za którą zapłaciłam niewygórowaną cenę ok. 11 zł. 

I na tym chyba kończą się jego plusy, bowiem sam krem okazał się dla mnie porażką, a szkoda, bo produkty Ziai bardzo lubię i często do nich wracam.

Formuła kremu jest bardzo tłusta i praktycznie uniemożliwia całkowite wchłonięcie się kremu w skórę stóp, nawet tak przesuszonych i wymagających jak moje. Pozostawia na nich okropny lepki i tłusty film, który dla mnie jest wręcz nie do zniesienia. Krem jest biały i lekko perfumowany.


Główne składniki kremu to woda, a zaraz po niej gliceryna - nic więc w tym dziwnego, że z niego taki ciężki produkt. Po drodze znajdziemy wysoko w składzie parafinę i inne PEG-i i SLS-y. Skład nie jest więc porywający.


Krem stosowałam wyłącznie na noc, nakładając dość grubą warstwę i zakładałam na stopy skarpety, tworząc sobie taki nocny kompres, który miał za zadanie odżywić moje stopy, Niestety, plan nie wypalił :(. Budziłam się rano ze stopami, na których utrzymywał się ten okropny, śliski i tłusty film, a stopy wcale nie były nawilżone i odżywione. Szorstka skóra pięt nadal była wyczuwalna. 
A zgodnie z obietnicą producenta miałam w stosunku do niego duże oczekiwania. Krem miał bowiem:
  • regenerować szorstką i bardzo suchą i popękaną skórę pięt,
  • głęboko nawilżać i zmiękczać naskórek,
  • łagodzić dyskomfort spowodowany stwardniałą i wysuszoną skórą,



Niestety, z wielkim żalem muszę przyznać, że dla mnie jest to jeden z większych bubli Ziai i polecam trzymać się od niego z daleka.



Może Wy możecie polecić dobry i sprawdzony krem do stóp?

Do następnego!

wtorek, 4 sierpnia 2015

Kolorowe trio od KOBO | Cienie idealne na lato

Kolorowe trio od KOBO | Cienie idealne na lato
W swojej kolekcji cieni nie mam za dużo tych kolorowych - zdecydowanie wolę stonowane brązy i beże, które chętnie stosuję w codziennym makijażu i wiem, że takie cienie znajdą u mnie zastosowanie i będę je w stanie zużyć. Jednak od czasu doi czasu lubię pobawić się kolorem, szczególne w okresie wakacyjno - urlopowym, kiedy skóra staje się bardziej wypoczęta, a kolory cieni idealnie podkreślają letnią opaleniznę.

Jakiś czas temu skomponowałam swoje idealne kolorowe trio od Kobo, które zabieram ze sobą zawsze na wakacje:
  • Kobo 205 Golden Rose 
  • Kobo 211 Lavender Blush
  • Kobo 213 Green Pistachio 







205 Golden Rose - bardzo osławiony już cień, który swoją popularność zdobył zapewne przez jego wielowymiarowy kolor, charakterystyczny w przypadku cieni duochrome, czyli tzw. cieni kameleonów, które zmieniają swoją barwę w zależności od kąta padania światła. Golden Rose jest niesamowitą mieszanką łososia i brzoskwini, który czasem wpada w róż z domieszką złota. Przepięknie wygląda solo na powiece, szczególnie przy śniadej cerze, lub w towarzystwie innego cienia duochrome - Catrice C'mon Chameleon - takie połączenie daje genialne zestawienie kolorów.




211 Lavender Blush - jasny odcień lawendy, lekko złamany błękitem i szarością. Nie wygląda ordynarnie na powiece, ponieważ nałożony wygląda bardzo subtelnie. Lubię łączyć go z matowymi odcieniami szarości, przez co efekt dość mocnego błysku jest ładnie zgaszony. Bardzo sprawdza się u mnie w makijażu wieczorowym i na większe wyjście - na wesele do szarej sukienki sprawdził się idealnie - stanowił uzupełnienie stylizacji i ładnie wkomponował się w towarzystwo grafitowego cienia, którym go roztarłam. Efekt był bardzo zadowalający!




213 Green Pistachio - pistacje uwielbiam, zarówno słone orzeszki jak i każdą odmianę pistacji jaką możemy znaleźć we wszelkiej maści produktach spożywczych od jogurtów po ciasteczka itp. Uwielbiam ich charakterystyczną nutę smakową, tak samo jak uwielbiam odcień jakie daje pistacjowy cień od Kobo. Nie jest to charakterystyczna mięta, zdecydowanie więcej jest tutaj zieleni, Kolor jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Bardzo lubię go w towarzystwie brązu, ale równie dobrze komponuje się także z fioletem.




Na początku nie mogłam się przekonać do konsystencji, jakie mają cienie - jest ona bowiem bardzo specyficzna. Cienie wydają się lekko mokre, a wykończenie jest lekko woskowe, przez co nie jest je łatwo nakładać pędzelkiem. Zdecydowanie lepiej radzi sobie tutaj po prostu palec, a jedynie wykończenie makijażu oka można ładnie wyrównać pędzlem przy okazji blendowania  z innym kolorem.






Jest to moje ulubione kolorowe trio- bardzo kolorowe i energetyczne, paletka zawsze przywodzi mi na myśl upalne lato i długo wyczekiwany urlop.  

Który cień przypadł Wam najbardziej do gustu? A może w ogóle nie używacie kolorowych cieni?

Do następnego!
Copyright © 2014 Moja strefa relaksu , Blogger