wtorek, 28 lutego 2017

Green Power | Idzie Wiosna i niesie ze sobą zapach ogórka i nutę kokosu.....

Green Power | Idzie Wiosna i niesie ze sobą zapach ogórka i nutę kokosu.....
......i to nie byle jaką nutę, ale eksplozję świeżych, wiosennych zapachów zamkniętych w kremie Miya Cosmetics MyWONDERBALM I'm Coco Nuts oraz wielofunkcyjnym żelu aloesowym od Holika Holika. Znacie? Lubicie? Jeśli nie, to przeczytajcie kilka słów o iście wiosennych produktach, po które powinnyście sięgnąć w nadchodzącym sezonie.....



Intensywnie nawilżający krem Miya Cosmetics myWonderbalm I'm Coco Nuts z olejkiem kokosowym - to silnie nawadniający krem nie tylko do twarzy, składający się wyłącznie z naturalnych składników, bo marka Miya dała czerwone światło takim składnikom jak paraben, silikony, oleje mineralne, parafina czy barwniki. Biały jak śnieg krem o konsystencji gęstego mleczka podczas rozprowadzania zamienia się w ultralekki oleisty mus, który o dziwo daje dość matowe wykończenie. Krem zapewnia stuprocentowe ukojenie przesuszonej skórze, a rajski zapach kokosa przenosi nas piaszczystą i słoneczną plażę! Ten krem to prawdziwa petarda w dużym 75ml opakowaniu. Idealnie sprawdza się w podróży, bo jest produktem wielozadaniowym, poradzi sobie z nadmiernie przesuszoną skórą nie tylko twarzy, ale także dłoni, czy tak newralgicznych stref jak kolana czy łokcie. Ja osobiście stosuję go przede wszystkim na twarz, bo w tej roli sprawdza się rewelacyjnie! Jeśli chcecie, żeby Wasza skóra rzuciła Was na kolana, to sięgnijcie po ten wypełniony po brzegi olejkami kokosowymi i sezamowymi oraz witaminą E i prowitaminą B5 krem, a nie pożałujecie, gdyż Wasza skóra będzie idealnie odżywiona i nawilżona, gotowa wkroczyć w nadchodzącą wiosnę!


Składniki: Aqua (Water), Sesamum Indicum (Sesame) Seed Oil, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Glyceryl Stearate SE, Cetearyl Alcohol, Phenoxyethanol,  Panthenol, Tocopheryl Acetate, Sodium Polyacrylate, Xanthan Gum, Ethylhexylglycerin, Sodium Phytate, Alkohol, Parfum (Fragrance), Benzyl Alcohol,  Benzyl Benzoate,  Coumarin, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamalaldehyde.


Holika Holika - wielofunkcyjny kojący żel z 99% wyciągiem z aloesu, który ostatnio szturmem wdarł się na polski rynek kosmetyczny i jest wychwalany we wszelkich mediach społecznościowy musi mieć w sobie to coś, co sprawiło, że tyle osób powiedziało mu TAK! Efektowne, nowatorskie opakowanie w zielonym kolorze stworzone na wzór liścia aloesu, zawiera w sobie bezbarwny przejrzysty żel o rześkim ogórkowym zapachu. Żel w kontakcie ze skórą zamienia się w wodnisty, chłodny film, który kojąco otula naszą skórą. Coś fantastycznego! Ten żel to prawdziwa bomba nawadniająca. Zresztą żel ma nie tylko działanie silnie nawilżające. Aloes pomaga poprawić elastyczność i jędrność skóry, łagodzi stany zapalne i działa przeciwświądowo. Stosowany na włosy zapobiega puszeniu się, rozdwajaniu końcówek a także dba o ich odpowiedni poziom nawilżenia. Chroni skórę przed działaniem czynników zewnętrznych takich jak słońce, wiatr czy mróz. Zalety wynikające ze stosowania aloesu można wyliczać bez liku. Sama się do tego genialnego żelu przekonałam i jedyne czego żałuję, to tylko tego, że zamówiłam na próbę małe opakowanie 50ml. Muszę koniecznie dokupić większą wersję, bo stosuję go codziennie. I mogę śmiało powiedzieć, że poziom nawilżenia mojej skóry zdecydowanie wzrósł!



Macie doświadczenie z tymi produktami? 

Do następnego!

środa, 22 lutego 2017

Ben Nye Banana | Czyli o tym, jak polubiłam sypkie pudry

Ben Nye Banana | Czyli o tym, jak polubiłam sypkie pudry
Sypkie pudy od zawsze omijałam szerokim łukiem. Pewnie wiele z Was się zdziwi, ale ja  bardzo lubiłam efekt lekko wilgotnej i błyszczącej skóry - daleko było mi do polubienia tępego, matowego wykończenia makijażu. Miałam wtedy zawsze wrażenie, że skóra jest niemiłosiernie wysuszona i wygląda o wiele starzej. Być może nie trafiłam wówczas na żaden puder, który utrwalał makijaż, ale sprawiał, że ten wyglądał zbyt ciężko. 

W końcu udało mi się trafić celnie i upolowałam produkt, który moja kapryśna cera prawie natychmiast zaakceptowała i który zmienił moje podejście do sypkich pudrów. 



Ben Nye w kolorze Banana okazał się tym, którego szukałam i który spełnia moje oczekiwania co do swojego działania i zastosowania w 100%.

Co tak naprawdę było głównym czynnikiem, że postanowiłam po niego sięgnąć, mimo mojego sporego uprzedzenia do tego typu produktów? W głównej mierze jego... żółty kolor! Tak, sięgnęłam po niego przede wszystkim dlatego, że spodobał mi się jego odcień. I wiedziałam, że będzie dobrze współpracował z moją zaróżowioną skórą i podkładami, które potęgowały i podkreślały różowe tony mojej cery. Zresztą musicie się zgodzić, że ciężko trafić na ciekawy podkład, który wpada w żółte tony. Przeważnie podkłady mają tendencję do wpadania w odcień różowy, co wiele razy powodowało u mnie duże rozczarowanie. 

Puder Ben Nye w jasnym, żółtym kolorze zaradził temu problemowi, bo świetnie neutralizuje różowy ton podkładu w bardzo subtelny sposób.



Puder jest półtransparentny i bardzo lekki, nie czuć go na twarzy, nie daje po nałożeniu efektu ciężkiej, suchej maski, która podkreśla każdą zmarszczkę. Daje wykończenie półmatowe o lekkim jak mgiełka satynowym wykończeniu.

Myślę, że puder będzie pasował do większości typów urody, ponieważ jego odcień jest dość neutralny. Nie jest kredowo biały i nie powoduje, że cera wygląda blado i niezdrowo, nie jest też za ciemny.


Jest jednak jedna spora jego wada, ale nie tyczy się samego produktu, jak jego opakowania. Niestety sitko jest dość małe i trzeba się trochę namęczyć, żeby wydobyć puder ze środka. Ponadto wieczko jest bardzo małe - po wysypaniu do niego pudru, ciężko jest go później z niego nabrać pędzlem.


A Wy stosujecie pudry sypkie?

Do następnego!

niedziela, 12 lutego 2017

Co możecie znaleźć w mojej torebce | Black&White

Co możecie znaleźć w mojej torebce | Black&White
Nie mam w zwyczaju brać udziału w różnych zabawach typu wszelkiej maści "tagi", ale zachęcający wpis Ani czyli niesamowicie pozytywnej autorki bloga Balbina Ogryzek skłonił mnie do pokazania Wam zawartości mojej torby.... i to w wersji black&white. Choć tak naprawdę wcale tego czarno nie widzę......


Telefon - czy jest jeszcze naprawdę któraś z Was, która go ze sobą nie nosi?
Kalendarz - początek roku to u mnie czas na badania i konsultacje lekarskie a pilnowanie tych wszystkich terminów nie byłoby możliwe bez kalendarza. Zawsze w niedzielę wieczorem sprawdzam, co mam zaplanowane na nadchodzący tydzień, jakie mam spotkania, wydarzenia i ewentualne uroczystości (nie chciałabym zapomnieć o urodzinach/ imieninach bliskich mi osób),
Rolka do odzieży - mam jedne, naprawdę upierdliwe czarne spodnie, które wyjątkowo lubię, ale też które wymagają częstego "odkłaczania" w ciągu dnia, dlatego rolkę do odzieży staram się mieć zawsze w torebce,
Kosmetyczka - a w niej niezbędne kosmetyki do poprawek makijażu w ciągu dnia. Ta ze zdjęcia to już dobrze wysłużona kosmetyczka z Clinique, którą kiedyś otrzymałam w dodatku do zestawu kosmetyków i swoje w praniu już przeszła, więc aktualnie rozglądam się za nową.


Chusteczki higieniczne - bo często dopada mnie katar, jestem tez bardzo wrażliwa i nierzadko zdarza mi się ronić łzy,
Balsam do ust - ciągle mi się pałęta w torbie, ale ostatnio coraz rzadziej go używam, w sumie chyba jest już przeterminowany :)
Chip - czyli moja karta pracownicza, którą muszę odbić w czytniku, rejestrująca mój czas w zakładzie pracy -nie lubię jej, zawsze muszę o niej pamiętać jak zmieniam torebki i strasznie mnie to irytuje,
Tabletki - przeciwbólowy Ibuprom Zatoki, bo migrena to moja znienawidzona "przyjaciółka" oraz witamina C i Aspargin, który pomaga mi w stanach przemęczenia i nadmiernego stresu, uzupełniając organizm w pierwiastki potasu i magnezu. Polecam szczególnie jeśli pijecie sporo kawy:)


Portfel - niestety rzadko zdarza mi się nosić w nim większą gotówkę, bo jestem zagorzałą fanką dokonywania płatności kartą!
Klucze - koniecznie, nie chcę marznąc w zimie przed zamkniętymi na 4 spusty drzwiami!
Perfum - aktualnie Calvin Klein Eternity, w mała i zgrabnej wersji, która nie obciąża mi torebki :)


I jeszcze kilka rzeczy, które gdzieś mi się "zapodziały" na zdjęciach a praktycznie zawsze mam ze sobą

Gumy do żucia - odkąd mój mąż zaserwował mi na drugie śniadanie do pracy kanapki ze świeżym i NIEZWYKLE aromatycznym szczypiorkiem, po konsumpcji których zostałam akurat wezwana na spotkanie służbowe i wpadłam w popłoch  - gumy do żucia lub też zamiennie pastylki tic tac stały się nieodłącznym wyposażeniem mojej torebki :)
Akurat na zdjęciu zapodziały się gdzieś w jednej z kieszonek, w otchłani mojej przepastnej torby razem z długopisami, których przeważnie mam przynajmniej w ilości sztuk dwóch :)
Tangle Teezer - chyba tylko moje włosy potrafią się tak zachowywać po kontakcie z większym wiatrem, jakby wcale nie były uczesane. Odkąd usłyszałam od koleżanki "a ty się dzisiaj przypadkiem nie zapomniałaś uczesać" szczotka wędruje zawsze razem ze mną w torbie.

A co kryje się na dnie Waszych torebek?

Do następnego!

wtorek, 7 lutego 2017

Niebieska seria Ziaja | Antyoksydacja z jagodami acai w roli głównej

Niebieska seria Ziaja | Antyoksydacja z jagodami acai w roli głównej
Ziaja jest jedną z tańszych polskich firm kosmetycznych do których regularnie wracam. I chociaż składy kosmetyków firmowanych znakiem Ziaja nie należą może do najlepszych, i z jakością ich kosmetyków też bywa różnie, to przyciąganie do tej firmy sprawia, że dość często po nią sięgam, szczególnie kiedy nie mam zbyt dużej ilości "wolnej gotówki" żeby zaszaleć z kosmetykami pielęgnacyjnymi.




Moja przygoda z serią antyoksydacja zaczęła się od toniku z kwasem hialuronowym oraz ekspresowym serum to twarzy i szyi. Niebieska seria od razu rzuciła mi się w oko, a niskie ceny produktów nie pozwoliły mi nie skorzystać z okazji, żeby przekonać się, jaka sprawdzi się u mnie najnowsza seria Ziai skierowana do szarej i zmęczonej cery, z którą ostatnio się borykam. 

Ostatnio stałam się bardziej wygodna i lubię sięgać po wszelkie wody termale i toniki w wersji z atomizerem, które rozprowadzają przyjemną mgiełkę na twarzy, bo lubię taką ekspresową formę tonizowania mojej cery. 
Tonik z kwasem hialuronowym i jagodami acai to przede wszystkim lekka i rześka woda o przyjemnym, morskim zapachu z subtelnym owocowym aromatem. Działanie dla mnie ma bardzo zbliżone do wody termalnej. Niweluje napięcie skóry wywołane oczyszczaniem cery przez niektóre dość agresywne środki myjące. Lekko ją nawilża i przede wszystkim przyjemnie chłodzi. Jest fajnym uzupełnieniem pielęgnacji po oczyszczeniu twarzy. Idealnie sprawdza się na skórze wrażliwej, skłonnej do podrażnień.

Cena: 200 ml/ ok 9 zł




Ekspresowe serum do twarzy i szyi wygładzająco - ujędrniające ma sprawić, że cera będzie wyglądać na odświeżoną i wypoczętą. Serum ma bardzo ciekawą, kremowo - żelową formułę i intrygujący, półtransparentny biały kolor z perlistą różową poświatą, która ma zapewniać efekt rozświetlonej i wypoczętej cery. 
Lubię zapach tego serum - jest bardzo świeże, o zapachu morskiej bryzy. Aplikacja serum jest błyskawiczna, serum natychmiast wchłania się w skórę twarzy, dając przyjemne satynowe wykończenie i lekki blask.  Bardzo żałuję, że serum nie nawilża suchej cery w zadowalający sposób, ale za to fajnie sprawdza się pod makijaż. Nie spodziewajmy się też po nim spektakularnego wow, jeśli chodzi o napięcie i wygładzenie skóry. To serum nam tego niestety nie zapewni.
Jednak tak jak wspominałam wcześniej, fajnie sprawdzi się pod makijaż i subtelnie rozświetli cerę. 

Cena: 50 ml/ ok 12 zł 







Pomimo tego, że nie można spodziewać się spektakularnych efektów po produktach z tej serii sądzę, że warto się na nie skusić, bo niska cena, duża pojemność i świetny, świeży zapach zrekompensują nam fakt, że te produkty nie są kosmetycznymi ideałami. U mnie serum fajnie sprawdziło się jako zamiennik bazy pod makijaż, a tonik zajął miejsce wody termalnej.
Na celowniku mam jeszcze satynowy mus do ciała, bo ten brzmi naprawdę obiecująco...

Do następnego!
Copyright © 2014 Moja strefa relaksu , Blogger