Witam we wpisie dotyczącym zużytych w minionym czasie kosmetyków. W poście znajdziecie kosmetyki zarówno te pielęgnacyjne jak i kolorówkę. Dzisiaj pojawi się też kilka hitów i kitów - jeśli jesteście zainteresowanie, zapraszam do dalszej części posta.
Odbiegając lekko od tematu - znalazłam ostatnio uroczą, biało-szarą skrzyneczkę w Pepco i postanowiłam użyć jej do zdjęć. Na co dzień trzymam w niej obok łóżka książki i babskie pisma :)
Yoskine normalizujący żel przeciwzmarszczkowy - znalazłam go w face&look boxie i bardzo mi przypadł do gustu. Choć był skierowany do cery normalnej i mieszanej, na mojej suchej też się sprawdził. Dobrze oczyszczał twarz i dawał sobie doskonale radę z usuwaniem makijażu. Czułam po jego zastosowaniu, że cera jest dobrze odświeżona i oddycha. Nie zauważyłam za bardzo efektów przeciwzmarszczkowych ale też od samego początku na to nie liczyłam. Dużym jego atutem był świeży zapach morskiej bryzy.
Dove szampon daily moisture 2w1 - szampony dove należą do jednych z moich ulubionych, włosy wyglądają po nich najlepiej. Ta wersja szczególnie mi odpowiada, bo wzbogacona odżywką nadaje włosom połysk, miękkość i witalność. Na pewno po niego jeszcze sięgnę.
Farmona Pure Skin Therapy płyn micelarny do twarzy - moje tegoroczne odkrycie o którym poczytacie TUTAJ, jeden z najlepszych płynów micelarnych jakie miałam, dostałam go w prezencie. Dostępny był w Naturze, ale niestety nie mogę na niego trafić.
Farmona Pure Skin Therapy płyn micelarny do twarzy - moje tegoroczne odkrycie o którym poczytacie TUTAJ, jeden z najlepszych płynów micelarnych jakie miałam, dostałam go w prezencie. Dostępny był w Naturze, ale niestety nie mogę na niego trafić.
Rimmel Wake me up podkład rozświetlający - przez wiele z Was chwalony, u mnie niestety się nie sprawdził. Choć działanie miał dobre, był lekki i fajnie rozświetlał, powodował u mnie wysyp niedoskonałości na twarzy. Początkowo myślałam, że to efekt wywołany zmianą codziennej pielęgnacji, niestety po wykończeniu podkładu i odstawieniu go, problem znikł. Dla mnie podkład okazał się totalnym niewypałem. Dodatkowo na końcu zaczął mnie wysuszać.
Rimmel Wake me up tusz do rzęs - tutaj zupełne przeciwieństwo - na moich rzęsach spisywał się rewelacyjnie, ładnie je rozdzielał i wydłużał, do tego miał fantastyczny ogórkowy zapach i głęboki czarny kolor. Tusz dla mnie jest hitem i mam zamiar do niego niebawem wrócić.
Catrice liquid camouflage - korektor najlepszy z najlepszych, chyba jedyny, który potrafi zakryć moje okropne sińce po oczami. Do tego był lekki, nie obciążał delikatnej skóry wokół oczu i dodatkowo ładnie rozświetlał ich okolice. Kolejny hit w mojej kosmetyczce. Niestety bezskutecznie próbuję kupić kolejne opakowanie, ale ciągle jest stacjonarnie wykupiony, nad czym niezmiernie ubolewam.
Gliss Kur odżywka w sprayu - zawsze stoi u mnie na półce w łazience, bo żadna odżywka do tej pory nie ułatwia mi rozczesywania włosów tak jak ta. Zmieniam jedynie za każdym razem rodzaj.
Pantene odżywka w sprayu - również była całkiem niezła, jednak jej pojemność jest dość mała i szybko opakowanie zrobiło się puste. I choć również się sprawdziła, raczej będę wracać do tej pierwszej.
Gliss Kur ultimate resist szampon do włosów - mam w stosunku do niego mieszane odczucia. Miałam wrażenie, że nie mogę go dokładnie wypłukać z włosów, przez co były zbyt dociążone i bardzo przyklapnięte. Zdecydowanie wolę bardziej lekkie szampony.
Tołpa żel-pianka do mycia twarzy - dosyć długo zajęło mi jego skończenie, był bardzo wydajny - odrobina wystarczyła do oczyszczenia twarzy. Żel w kontakcie z wodą rzeczywiście zamieniał się w piankę, jednak według mnie pienił się za bardzo. Piany było dość dużo i sporo czasu zajmowało jej zmycie. W dodatku był bardzo mocno perfumowany i trochę mi to w nim przeszkadzało. Oczyszczał twarz dobrze i nie powodował uczucia ściągnięcia.
Lirene ultranawilżający płyn micelarny - czy rzeczywiście taki ultra to raczej bym polemizowała, z demakijażem też nie radził sobie jakoś szczególnie. Znam o wiele lepsze płyny micelarne, więc z tym już na przyszłość dam sobie spokój.
Ziaja tonik nagietkowy - tani, delikatny i sprawdzony. W kwestii toników nie lubię przepłacać, bo mają jedynie przywrócić odpowiednie pH naszej skóry, a ten sprawdza się w tej roli idealnie.
Isana antyperspirant - zawsze mam go w torebce, bo dobrze odświeża w ciągu dnia, pachnie bardzo świeżo i jest śmiesznie tani
Rexona invisible antyperspirant- rzeczywiście, zostawia mniej białych śladów, ale wydaje mi się mniej skuteczna niż wersja aloesowa, którą lubię najbardziej.
Garnier Miracle Sleeping Cream - jeden z lepszych drogeryjnych kremów jakie miałam przyjemność stosować. Dobrze regenerował skórę podczas snu, po przebudzeniu była miękka i sprężysta. Krem ma konsystencję budyniu o zapachu winogronowym.
Hean krem ze śluzem ślimaka - niestety Hean znacznie lepiej wypada, jeśli chodzi o kolorówkę. Z kosmetykami pielęgnacyjnymi raczej powinien dać sobie spokój. Krem działanie miał praktycznie żadne. Nawet specjalnie nie nawilżał. Zmęczyłam go z trudnością.
A jak Wasze zużycia?
Do następnego!
Podoba mi się ten korektor Catrice, wiele dobrego o nim czytałam ;)
OdpowiedzUsuńCiężko go dostać
UsuńKorektor z Catrice również lubię, reszty produktów nie miałam okazji używać :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że jest tak ciężko dostępny
UsuńKusi krem z Garniera, ale jakoś nie mogę się z nimi polubić. Czy pisałaś o nim?
OdpowiedzUsuńTak pisałam o nim w jednym z postów
UsuńKorektor Camuflage też jest moim ulubieńcem jak i Tusz ogórkowy! :) Mój Must Have! :) Bardzo się cieszę, że tak dobrze sprawdził Ci się krem na noc Garniera bo długo noszę się z zakupem go :)
OdpowiedzUsuńNie powinnaś żałować :)
UsuńBardzo ciekawe denko
OdpowiedzUsuńKusi mnie ten tus z loreal
pozdrawiam MARCELKA ♥
Tusz był z Rimmel :)
Usuńz kolorówki wszystko używałam i lubię :P
OdpowiedzUsuńPiąteczka :)
Usuń